wtorek, 7 lipca 2009

ODROBINA POEZJI-K.P.TETMAJER

KAZIMIERZ PRZERWA TETMAJER


Na miękkim puchu białego posłania 
promienna cała od słońca pozłoty, 
Danae, Zeusa spragniona pieszczoty 
z osłon swe ciało dziewicze odsłania. 

Z niebios się ku niej świetlny obłok słania 
i nagle deszcz zeń na nią spada złoty: 
to bóg, miłosnej czując żar tęsknoty, 
zwisł nad cichego pełnią pożądania. 

Nagie jej ciało widzi i błękitu
jej wielkich cudnych źrenic blask przymglony, 
senny, wśród boskiej rozkoszy zachwytu. 

Przed złotym deszczem, od słonecznej strony, 
u stóp jej białych, podobny do świtu 
gdy dnieje: Amor uchodzi spłoniony.


Ust twych więc usta nie tknęły niczyje? 
Nikt nie uścisnał twojej drżącej ręki? 
Nikt się nie oplótł w twoich włosów pęki 
ani się wessał w twoją białą szyję? 

Nikt się nie wsłuchał, jak twe serce bije, 
jak omdlewają słów błękitne dźwięki, 
a ciała twego kształt smukły i miękki 
zdrój tylko widział i wodne lilije? 

I nigdy dumne to królewskie ciało
w niczyich ramion uścisku nie drżało? 
Pragnienie twoje jest jak blask o wschodzie? 

Nigdy w twych oczu słonecznym ogrodzie 
nie trysła rozkosz kwiatami złotemi? 
Pójdź! Tyś jest szczęściem najwyższym na ziemi!


Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu, 
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu, 
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie 
i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie. 

Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi, 
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi, 
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem 
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem. 

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania 
przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania 
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia, 
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia. 

Lubię to - i tę chwilę lubię, gdy koło mnie 
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie, 
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata 
w nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata.


Nie widzę, słucham cię oczyma, biała! 
Nagości twojej linie i kolory 
w hymn mi się jeden łączą różnowzory, 
w muzykę kształtu, w pieśń twojego ciała... 

Melodią jesteś i harmonią cała! 
Rzucona kędyś w dalekie przestwory, 
jako przelotne świecisz meteory - 
pieśń twej piękności promienieje, pała... 

Komu się zjawisz taka, pójdzie dalej
z twarzą od świata odwróconą, senną - 
tak ci rzeźbiarze, co Wenus promienną

niegdyś w paryjskim marmurze kowali, 
chodzili cisi, senni między ludem - 
oni widzieli cud i żyli cudem...


Kocham Cię za to, że Cię kochać muszę,
kocham Cię za to, że Cię kochać mogę,
kocham Cię za to, żeś Ty mi jedyna
piękną kobiecą objawiła duszę,
że się przed tobą kolano ugina
i myśl o tobie każda niesie trwogę
i niepokoi się tym i pamięta,
żeś może dla niej za czysta, za święta...


 W twego ciała przecudownej czarze 
życie kipi, jak złociste wino: 
trzykroć, trzykroć ten będzie szczęśliwy, 
komu dasz się nim upić, dziewczyno. 
W twego ciała przecudownej głębi 
oczy toną, jak w jeziora fali 
i powrócić na słońce nie mogą 
z ławic pereł i ławic korali. 


O gdybyś przyszła! Raz jeszcze dziewicze
jasne i czyste Twe zobaczyć oczy!
Raz jeszcze fale uczuć tajemnicze
widzieć z Twej piersi i z Twoich warkoczy
wetchnąć woń kwiatów... Raz jeszcze Twe ręce
do ust przycisnąć; raz jeszcze łzy Twoje
i Twoje ciche zobaczyć rumieńce;
raz jeszcze z ust Twych słyszeć imię moje!
Raz jeszcze tylko!...


Gdzieś ty, o gdzieś ty?... Kocham cię, jedyna,
kocham cię zawsze... Zdasz mi się tak bliska,
że tylko rękę wyciągnąć ku tobie,
a ręka, zda się, twą rękę uściska.

I tylko ramię wyciągnąć ku tobie,
a ramię kibić twą obejmie wiotką,
i tylko lekko zgiąć cię, a ku piersi
ty się pochylisz i uśmiechniesz słodko...

I tylko usta wyciąnąć, a twoich
ust się poczuje pocałunek... Nieba!
Aby już nigdy nie zatęsknić do niej,
ileż lat jeszcze przetęsknić potrzeba?..


Gdybyś ty była szklannym jeziorem 
patrzałbym w toń twą przez całe życie; 
gdybyś ty była zielonym borem 
słuchałbym szumu twego w zachwycie; 
gdybyś ty była pustką bezludną 
dla ciebie świata zrzekłbym się śmiele; 
gdybyś ty była śmiercią -- o cudna! -- 
szedłbym do ciebie, jak na wesele. 


Ale jest sen, widzenie, wiara, że tam, w górze,
jest jakieś odpłacenie, jakiś zwrot w naturze,
że tam, kto tu chciał kochać i szukał miłości:
znajdzie ją: kto chciał zbawiać: zbawia: kto czuł siłę
świecić wśród gwiazd, wirować będzie wśród światłości:
że może, gdy zrzucimy z siebie ciało zgniłe,
przeistoczeni w duchy w jednej cudu chwili,
powiemy, że zdawało nam się, żeśmy żyli...


 A taka świętość cię otacza,
i taki nimb twej kobiecości,
że gdy się blisko widzi ciebie,
serce niepomne jest miłości.

I tylko patrzy się na ciebie,
jak na cud jakiś, na zjawisko,
i człowiek dziwi się sam w sobie,
że jest cud - i że jest tak blisko...


A jednak, gdyby teraz wśród tych urwisk dziczy
czuć na rękach dwie dłonie drobne i niewinne,
patrzeć na usta małe, ciche, półdziecinne
i w oczy naiwności pełne i słodyczy...

A jednak dziwny urok jest w duszy dziewiczej,
moc, co serce okuwa w więzy dobroczynne,
zdrój, skąd się w myśli ciemne przelewa i winne
blask światła i szlachetność przez cud tajemniczy.

A jednak, gdyby teraz, wśród tych skał ogromu,
szeptał ktoś o miłości, o szczęściu, o domu,
ufając patrzył w otchłań przepaścistych zboczy -

A jednak, gdyby jakąś mięć życia ostoje,
jakąś duszę kochaną, jakieś serce swoje --
a oto tylko wicher wokoło się włóczy...


 ... Mów do mnie jeszcze... Za taką rozmową
tęskniłem lata... Każde twoje słowo
słodkie w mem sercu wywołuje dreszcze -
mów do mnie jeszcze...

Mów do mnie jeszcze... ludzie nas nie słyszą
Słowa twe dziwnie poją i kołyszą,
Jak kwiatem, każdem słowem twem się pieszczę -
Mów do mnie jeszcze...